Nie ma drugiego obrazu o tak dramatycznej historii, którego autor w dodatku przez wieki pozostawał nieznany.
Słynny tryptyk, dzieło mistrza Hanasa Memlinga, jest symbolem nierozerwalnie związanym z miastem nad Motławą, a trafił do Gdańska 545 lat temu jako łup, gdańskiego kapra, Paula Beneke.
O swoja własność dopominali się Medyceusze i papież Sykstus IV, a na przestrzeni kilku stuleci walczyli o niego cesarz niemiecki Rudolf II Habsburg, car Piotr Wielki i Napoleon Bonaparte.
Dziś spoglądając na arcydzieło Memlinga nie zdajemy sobie sprawy z niezwykłej historii jednego z najwspanialszych zabytków, które znajdują się w polskich muzeach. Warto więc dowiedzieć się kto je zamówił oraz kto je namalował? Jak doszło do morskiej potyczki, rabunku oraz podróży dzieła z Brugii do Gdańska przez Paryż, Berlin, a nawet Petersburg? Jak przez kilka stuleciu władcy Europy o to dzieło zabiegali i jaki był upór Gdańska, by obraz pozostał w tym mieście?
Losy tego arcydzieła, są tak niezwykłe, że mogłyby się wydawać scenariuszem filmu przygodowego, a przecież to wszystko wydarzyło się naprawdę.
Niniejsza prezentacja to swoisty tryptyk, który opowiada o tej fascynującej historii.
Część pierwsza – powstanie obrazu
Niezwykła historia obrazu zaczęła się położonej w Niderlandach Brugii, która była głównym miastem handlowym i centrum finansowym późnego średniowiecza. Ściągali tu ludzie z całej Europy; kupcy, bankierzy, malarze, rzeźbiarze, złotnicy.
Od XIV wieku miasta hanzeatyckie, do których należał też Gdańsk, utrzymywały kantor, czyli przedstawicielstwo handlowe w Brugii, tzw. Dom Tych ze Wschodu (Oosterlingów). Miały tam swoje siedziby także miasta włoskie, a florenccy Medyceusze utrzymywali siedzibę największego i najbardziej poważanego banku w Europie.
Zebrane w kilkaset lat bogactwo wystarczyło, by rynek na swoje dzieła znaleźli tu wielcy flamandzcy mistrzowie. Hans Memling, Petrus Christus, Jan van Eyck – wszyscy oni tworzyli tu obrazy, które dzisiaj uznaje się za klasykę malarstwa flamandzkiego. Kto ciekaw, może ich dzieła oglądać w Muzeum Groeninge.
Hans Memling urodził się w Nadrenii, lecz związany był z Niderlandami - w 1465 osiedlił się w Brugii. Do jego klientów należeli głownie bogaci kupcy, zamożni mieszczanie oraz włoscy bankierzy. Stać go było na kupno kamienicy i założenie własnego warsztatu. Memling wyspecjalizował się w tworzeniu portretów i tryptyków dewocyjno-portretowych. Tylko sporadycznie wykonywał wraz ze swoim warsztatem duże nastawy ołtarzowe tzw. retabulum. Artysta zostawił około stu obrazów, a „Sąd Ostateczny” uważany jest za najcenniejszy i największy. To jego dzieło życia, a znawcy twierdzą, że jeden ze stu najcenniejszych obrazów sztuki dawnej na świecie.
“Sąd Ostateczny” nie jest obrazem wykonanym na papierze lub płótnie. Memling malował swoje arcydzieło na solidnych dębowych deskach łączonych w tablice. Całość waży około 300 kg. Tryptyk jest obrazem ołtarzowym, składającym się z części środkowej oraz połączonych solidnymi zawiasami, bocznych ruchomych skrzydeł, które można zamykać, zasłaniając część środkową. Można go oglądać z dwóch stron, bowiem na skrzydłach zewnętrznych, które widać po zamknięciu tryptyku, Memling namalował klęczącego fundatora obrazu i jego żonę. Tryptyk był on zwykle zamknięty, pokazywano go tylko parę razy do roku w czasie wielkich świąt i wtedy ciągnęły tłumy, by go podziwiać.
Przyjmuje się, że "Sąd Ostateczny" powstał w latach 1467–1473 w Brugii na zamówienie florenckiego bankiera Angela di Jacopo Taniego, przedstawiciela handlowego Banku Medyceuszy w Brugii. Portrety fundatora oraz jego żony Catariny Tanagli znajdują się na zewnętrznej stronie zamykanych skrzydeł. Tryptyk, będący nastawa ołtarzową, był przeznaczony do rodowej kaplicy Tanich, w kościele Badia Fiesolana pod Florencją
Fundatorzy byli więc bezsporni. Jednak osoba twórcy długo budziła wątpliwości. Dopiero w 1843 r., gdański już tryptyk, przypisano Hansowi Memlingowi.
10 kwietnia 1473 r. “Sąd Ostateczny” przetransportowano z pracowni malarskiej w Brugii do portu. Został tam załadowany, w wielkiej drewnianej skrzyni, na pokład wielkiej galery „San Matteo”, która miała płynąć do Italii.
Oprócz obrazu na statek, będący własnością kupców włoskich, załadowano kosztowne towary dla odbiorców angielskich i włoskich (Medyceusze) w tym ałun (służący m.in. do farbowania tkanin) jedwabne obicia, kunsztowne wielobarwne tkaniny, złote świeczniki, naczynia i inne kosztowności przeznaczone dla papieża, a także klejnoty, które do rodzinnej Anglii chciała przesłać, księżna Małgorzata, żona burgundzkiego władcy. A do tego drogie obrusy, ręczniki a nawet puchowe poduszki.
Wartość ładunku, była olbrzymia, szacowana na ok. 30 tysięcy funtów groszy flamandzkich, przy czym najbardziej wartościowym towarem był ałun – minerał używany w średniowiecznej chemii do m.in. do utrwalania barwników. Monopol na jego wydobycie i prawo sprzedaży miało papiestwo.
Część druga – napad stulecia gdańskiego kapra
Dzieło Hansa Memlinga nigdy nie dotarło do celu. Przystankiem na tej drodze miał być Londyn, ku któremu kapitan skierował statek. Od dwóch lat toczyła się wówczas wojna morska angielsko-hanzeatycka na tle przywilejów handlowych. Gdańsk jako jedno z miast hanzeatyckich też w niej brał udział. Hanza była związkiem handlowym miast znad Bałtyku i Morza Północnego. Do hanzeatyckiej floty należały także gdańskie okręty, a największym z nich była karawela „Piotr z Gdańska”.
Krótka lecz niezwykła jest historia tego statku. Zbudowany został w 1462r.w Bretanii, jako trzymasztowy statek handlowy, pod nazwą „Pierre de Rochelle” – był jednym z największych statków średniowiecza. Miał ponad 800 ton wyporności, 52 metry długości i 12 metrów szerokości. Największy z żagli – grot miał 41 m długości.
Podobna karawela, 30 lat później pod dowództwem Krzysztofa Kolumba, jako pierwsza dotarła do wybrzeży Ameryki.
„Pierre de Rochelle” w dziewiczym rejsie, przypłynął do Gdańska z dużym ładunkiem soli z La Rochelle. Jednostka zatrzymała się na gdańskiej redzie i w czasie burzy uderzenie pioruna zniszczyło jej główny maszt. Awaria okazała się kosztowna w naprawie i właściciel statku zaciągnął w Gdańsku pożyczkę. Remont trwał kilka lat. A że armator wkrótce zmarł, nie uregulowawszy długu, statek został przejęty przez miasto i przemianowany na „Peter van Danczk (Piotr z Gdańska). Następnie statek zakupili od miasta gdańszczanie Johann Sidinghusen, Tideman Valandt i Reinhold Niederhoff. Jego dowódca Beneke, miał 1/16 udziałów w własności wielkiej karaweli.
W 1470 dotychczasowy statek handlowy przebudowano na kaperski okręt wojenny. Wyposażony został w dodatkowe 18 dział. Załoga liczyła 50 osób oraz 300 żołnierzy piechoty morskiej, gotowych do podjęcia akcji morskich, w tym o charakterze abordażowym
W tym momencie zaczęła się najbardziej spektakularna akcja wielkiej karaweli „Piotr z Gdańska” o której od razu zrobiło się głośno, a i po wiekach budzi ona wciąż żywe zainteresowanie.
Gdy na morzu toczy się wojna Hanzy z Anglią, wiosną 1473 roku karawela „Piotr z Gdańska” wyrusza z portu w Lubece, z misją patrolowania wód terytorialnych i blokady Anglii. Dowodzi nią gdański kaper Paul Beneke.
W tym samym czasie galery „Św. Jerzy” i „Św. Mateusz” wypłynęły z Brugii kierując się do portu w Pizie, lecz po drodze miały zawinąć do Londynu. Były to statki handlowe w pełni uzbrojone, eksploatowane przez filię Banku Medyceuszy w Brugiii, którzy korzystając z blokady handlu z Anglią przemycali ładunek pod neutralną banderą. Na statkach znajdowały się towary kupione na zamówienie i za pieniądze angielskich kupców, a wśród nich m.in. bezcenny obraz Hansa Memlinga, który miał dotrzeć do Florencji.
27 kwietnia 1473r., „Piotr z Gdańska”, w pobliżu Dunkierki, przeciął kurs napotkanych statków, które szły w kierunku Anglii pod neutralną burgundzką banderą i przeprowadził przeciwko nim brawurową akcję.
Mniejszej galerze „Św. Jerzemu”, udało się uciec, natomiast „Św. Mateusz” będąc w sytuacji bez wyjścia stanął do walki. Był to również duży statek wyposażony w trzy żagle, stanowiska wiosłowe oraz artylerię.
Rozegrała się bitwa morska. Użyto artylerii następnie dokonano abordażu z kaperskiej karaweli. Na pokładzie galery padło ośmiu zabitych a dziesiątki osób zostało rannych. Po zakończonej potyczce, kapitan galery został puszczony wolno i odpłynął z miejsca walki na dostarczonej mu łodzi.
W ręce załogi dostały się olbrzymie łupy. W wyniku ich podziału połowę dostała załoga, a każdy z trzech właścicieli po 14%, natomiast dowódca statku Paul Beneke, 8 % wartości zagrabionego ładunku. Z obrazem nie bardzo wiadomo było co robić, więc przewieziono go do Gdańska i uroczyście umieszczono w kościele Najświętszej Marii Panny, gdzie zawisł na filarze przy kaplicy św. Jerzego.
Napaść na statek płynący pod neutralną flagą spotkał się z gwałtowną i natychmiastową reakcją. Medyceusze oraz inni właściciele, zrabowanego ładunku, z pomocą księcia Burgundii Karola Śmiałego oraz papieża próbowali odzyskać skradzione towary.
Papież Sykstus IV wystawił bullę, czyli urzędowe pismo, dotyczące spraw wielkiej wagi. Papież dawał Gdańskowi trzydzieści dni na zadośćuczynienie, w przeciwnym razie groził interdyktem, czyli nałożeniem klątwy uniemożliwiającej mieszkańcom miasta uczestniczenie w praktykach religijnych. Domagał się także zadośćuczynienia dla obywateli florenckich, bowiem zrabowany obraz Sąd Ostateczny miał zdobić jeden z kościołów Florencji.
Rada miasta wyjaśniła, że galera została zatrzymana przez karawelę uzbrojoną przez Gdańsk i prowadzoną przez Paula Beneke. Tłumacząc jego działania, odwoływano się do znanych argumentów, że zaatakował galerę, ponieważ płynęła do wrogiej Hanzie Anglii, zaś współpraca z anglikami była postrzegana jako wroga.
Żądania zwrotu ładunku pozostały bez echa. Patrycjat gdański nie zamierzał poddać się naciskom. W końcu spór, pomiędzy poszkodowanymi a Gdańskiem i innymi miastami Hanzy, zakończył się po 26 latach. W 1499 roku kupcy i władze miasta Brugii zdecydowały się przejąć odpowiedzialność za rozliczenia z właścicielami zrabowanego ładunku w kwocie ponad 40 tysięcy funtów groszy flamandzkich w zamian za zgodę Hanzy dotyczącą uznania prawa składu w Brugii oraz dwuletnią akcyzę na wino reńskie w tym mieście.
Po wypłaceniu odszkodowania obraz „Sąd Ostateczny” stał się własnością kościoła mariackiego. Kto mógł wówczas przewidzieć, że to arcydzieło stanie się największym skarbem i zarazem symbolem Gdańska?
Paul Beneke jest mniej znanym rozbójnikiem morskim, jak pirat z Karaibów Jack Sparrowlub sir Francis Drak’e, korsarz królowej Elżbiety. Beneke był gdańskim kaprem i trudnił się, jak oni napadem i rozbojem innych statków na morzu. Tutaj należy się uwaga, gdyż niektórzy błędnie nazywają go kapralem!
Kaper inaczej korsarz to kapitan okrętu, który na podstawie wydanego przez władze swojego kraju lub Radę miasta „listu kaperskiego” zwalczał żeglugę nieprzyjaciela w zamian za część łupu. List taki był ostrzeżeniem i jednocześnie zapowiedzią, wyprawienia kaprów mających ścigać statki zmierzające do miast uznanych jako wrogów oraz zawierał prośbę o pomoc w zaopatrzeniu danego kapitana w żywność oraz zapewnienie mu swobody pływania na wodach i w portach przyjacielskich.
Wystawca listu zapewniał kaprowi ochronę prawną w tym prawo noszenia na statku jego bandery. Tak więc, „Piotr z Gdańska” nie nosił pirackiej czarnej bandery Jolly Roger lecz banderę gdańską. List kaperski władz Gdańska zaopatrzony był w pieczęć Rady odciskaną w czerwonym, królewskim wosku.
Ten proceder kaperski był korzystny dla wszystkich. Wystawca listu uzyskiwał w absolutnie darmowy sposób flotę na przyzwoitym poziomie, złożoną z doświadczonych marynarzy o wysokim morale (nic tak nie wpływa na morale jak obietnica zysku). Pieniądze na zaciąg, budowę okrętów i ich uzbrojenie wykładali zwykle rajcy miejscy, którzy jednak mogli traktować to jak inwestycję, gdyż możliwość zarobku bardzo duża.
Kaprowie utrzymywali się z tzw. pryzów, czyli zdobycznych statków i z udziału z ich sprzedaży, także towarów przez nie przewożonych, czy okupów za znamienitych pasażerów. Pierwszy znany list kaperski (patent) został wystawiony przez radę miejską Gdańska na nazwisko Hansa Bornholma (18 marca 1456 r.).
Część trzecia – obraz pożądania
Obraz pozostał w Gdańsku, lecz to wcale nie oznaczało, że skończyły się jego burzliwe dzieje. Podarowany, jako wojenny łup, do gdańskiej fary, przez setki lat budził emocje i stał się obiektem pożądania kilku europejskich władców, którzy chcieli mieć go w swoich zbiorach – za każdą cenę. Obraz był bowiem wspaniały i wywierał na oglądających go olbrzymie wrażenie. Lecz w tej historii istotny był upór Gdańska, by obraz pozostał w tym mieście – gdańszczanie nikomu nie chcieli oddać Sądu Ostatecznego.
W roku 1612 cesarz Rudolf II Habsburga, wielki miłośnik i znawca sztuki, zapragnął włączyć go do swojej kolekcji. W zamian za obraz zaproponował władzom miasta bajońska sumę 40 tysięcy talarów. Propozycję jednak stanowczo odrzucono.
Kolejna nieudana próba zdobycia obrazu miała miejsce w 1716r., w czasie trzeciej wojny północnej. Car Piotr Wielki najpierw drogą dyplomatyczną chciał wymóc na gdańszczanach przekazanie mu tego dzieła w darze, następnie zażądał jego wydania, ale nie udało się zastraszyć władz miejskich, które odpowiedziały w specjalnej deklaracji, podkreślając, że na wydanie tryptyku " miasto nie może się zgodzić w żadnym wypadku, zuchwałą bowiem byłoby sprawą sprzedawać lub oddawać rzecz przed trzystu laty kościołowi poświęconą i pozostającą w jego spokojnym władaniu..." Car stanowisko takie przyjął do wiadomości i uszanował.
Wyprawa z Brugii do Włoch zakończona w Gdańsku nie była jedyną podróżą tryptyku. Czego nie udało się poprzednikom dokonał cesarz Napoleon Bonaparte, za pośrednictwem dyrektora swojego muzeum, barona Vivanta Denon. Po zajęciu Gdańska przez wojska napoleońskie w 1807 roku, Denon obraz po prostu spakował, wywiózł do Paryża i umieścił w Luwrze.
Następnie po upadku Napoleona, zarekwirowany przez armię pruską, został przewieziony do Berlina gdzie był prezentowany szerokiej publiczności. Dzięki uporowi władz Gdańska, pomimo apeli dyrektora berlińskiej Akademii Sztuk Pięknych, do króla pruskiego Fryderyka Wilhelma III, aby zatrzymać obraz, 18 stycznia 1817 roku Sąd Ostateczny zawisł, tym razem w kaplicy św. Doroty, w kościele mariackim.
W 1851 r. tryptyk jeszcze raz opuścił Gdańsk, przesłany do Berlina, w celu poddania go tam kolejnej, trzeciej już konserwacji. Jednak na tej podróży dzieło Hansa Memlinga nie skończyło swoich peregrynacji po Europie
Kolejna karta historii dziejów obrazu Memlinga została zapisana pod koniec II wojny światowej. Dzieło zostało ewakuowane przez Niemców i ukryte w wiejskim kościółku w górach Rhön w Turyngii. Tam odnalazły i „zabezpieczyły” go oddziały Armii Czerwonej. Obraz został przewieziony do Leningradu(obecnie Sankt Petersburg), gdzie był prezentowany w Państwowym Muzeum w Ermitażu, o czym marzył kiedyś car Piotr Wielki.
Do Polski powrócił w 1956 roku. Najpierw w Warszawie został szczegółowo przebadany i wykonano specjalistyczne zabiegi konserwatorskie, następnie został umieszczony już nie w kościele, a Muzeum Narodowym w Gdańsku gdzie znajduje się do dzisiaj.
Obecnie w kościele mariackim znajduje się dziewiętnastowieczna kopia wykonana przez gdańskiego malarza i konserwatora zabytków Louisa Sy.
Tryptyk ma już ponad pięćset lat oraz różne okoliczności transportu i jak przystało na arcydzieło - nadal intryguje i budzi niepokój. Pomimo burzliwej historii obraz nigdy nie uległ zniszczeniu, a przejść musiał jedynie nieliczne konserwacje. Sąd Ostateczny jest jednym z najlepiej przebadanych obrazów w Europie przy użyciu najnowszych technologii i jest bardzo dobrze zachowanym obiektem.
Obok „Damy z gronostajem” Leonarda da Vinci, jest najcenniejszym dziełem malarstwa zachodnioeuropejskiego w Polsce, a także jednym ze 100 najważniejszych obrazów w sztuce dawnej, jakie są wystawiane w galeriach i muzeach całego świata.
Obraz namalowany jest na dębowych deskach, które w zależności od wilgotności powietrza zwiększają lub zmniejszają swa objętość. Dlatego przechowywany jest we specjalnej ochronnej kasecie wykonanej z hartowanego i kuloodpornego szkła zapewniającej tryptykowi stabilną temperaturę i wilgotność powietrza. Została ona podarowana gdańskiemu muzeum przez Amerykanów w zamian za wypożyczenie dzieła, które w 2002 r. eksponowano w Milwaukee na wystawie „Splendor of Poland” razem z „Damą z gronostajem”
Nieoficjalnie mówi się, że z przy okazji podróży do USA dzieło Memlinga zostało wycenione na 50 mln dolarów. Gdy dwa lata temu zamierzano je wysłać na wystawę do Rzymu, kwota ubezpieczenia miała wynosić 80 mln euro. Do tej wędrówki już jednak nie doszło, bo podróże arcydzieła budzą w Gdańsku podobne emocje i kontrowersje, jak wysyłanie w świat krakowskiej „Damy”.
Sam obraz, pełen treści i znaczeń skłania do zadumy nad losem człowieka i zachwytu nad kunsztem swego twórcy. Jednak jego opis nie wystarcza – trzeba go koniecznie zobaczyć w Muzeum Narodowym w Gdańsku.
Zapraszam do obejrzenia tryptyku – bilet kosztuje 10 zł , a wrażenia są bezcenne.
Na zdjęciu: "Piotr z Gdańska" – na obrazie panoramy Gdańska autorstwa Adolfa Bocka
mat. prasowe